Kontrast:     Rozmiar tekstu: A A+ A++

Eksperci

Prof. Piotr Radziszewski

urolog

Kierownik Kliniki Urologii Ogólnej, Onkologicznej i Czynnościowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP

W urologii masowy, populacyjny screening nie jest możliwy, ale ukierunkowany na grupy ryzyka – jak najbardziej tak. W Polsce rośnie zachorowalność na nowotwory układu moczowo-płciowego. Mówimy tu przede wszystkim o raku prostaty, raku pęcherza moczowego, nerek i jąder. Nie ma sposobów (poza unikaniem dymu tytoniowego) zapobiegania tym chorobom. Istnieją jednak możliwości ich wczesnego wykrywania. Ponadto dzięki postępowi w medycynie rak nerki, pęcherza, prostaty czy też jądra nie zabija, lecz staje się chorobą przewlekłą. Nowe sposoby terapii pozwalają na całkowite wyleczenie nowotworu ograniczonego do narządu lub też na skuteczną kontrolę choroby rozsianej. Niestety, pomimo tego postępu przeżywalność polskich pacjentów chorych na raka jest zdecydowanie niższa niż w innych krajach Europy. Polacy niechętnie chodzą na konsultacje do urologa. Dolegliwości ze stronu układu moczowo-płciowego mają charakter intymny, pacjenci często krępują się wizyt. Dlatego tak ważne jest, aby wyciągnąć do nich pomocną dłoń. Zaproszenie na badania prowadzone w ramach Programu „Po Pierwsze Zdrowie” to właśnie taki gest. Takie spotkania były ponadto okazją do promocji zasad profilaktyki chorób nowotworowych układu moczowo-płciowego. Niestety, wiedza na temat chorób urologicznych jest w naszym społeczeństwie ograniczona, a co gorsza często fałszywa. Zaryzykowałbym tezę, że brak wiedzy jest lepszy niż „jakieś” informacje z Internetu. Przede wszystkim te ostatnie sprawiają, że wiele chorób, w tym nowotworowych, jest marginalizowanych. W urologii masowy, populacyjny screening nie jest możliwy, ale ukierunkowany na grupy ryzyka jak najbardziej tak. Mówiąc o takim screeningu, mam na myśli kilka prostych badań przesiewowych, jak na przykład ultrasonografia jamy brzusznej, które umożliwiają wczesne wykrywanie większości nowotworów układu moczowo-płciowego. Chodzi nie tylko o raka nerki, lecz także o nowotwory pęcherza moczowego. Polacy umierają na tę chorobę głównie dlatego, że jest ona rozpoznawana zbyt późno. Dlatego od lat apeluję, aby stworzyć ośrodki diagnostyki krwiomoczu. Chodzi o to, by pacjent z takim objawem nie był leczony na banalną infekcję, tylko został zdiagnozowany w kierunku raka pęcherza. To specjalistyczne, ale relatywnie proste badania. Przy okazji chciałbym podkreślić, że jestem przeciwny tzw. „dzikiemu” screeningowi, czyli wykonywaniu badań laboratoryjnych antygenu sterczowego (PSA) bez konsultacji z lekarzem urologiem. Wynik badania bez interpretacji specjalisty nie ma prawie żadnej wartości. Problem w tym, że dostęp do urologa nie jest w naszym kraju łatwy. Dlatego najlepiej byłoby – a jest to wniosek z analizy danych dotyczących opieki urologicznej w Polsce przeprowadzonej we współpracy z Ministerstwem Zdrowia – aby pacjenci zgłaszali się do urologa z wynikami badań zaleconych przez lekarza pierwszego kontaktu. Obecnie pacjenci na pierwszą wizytę do urologa przychodzą po skierowanie na niezbędne badania, po czym wracają po ich wykonaniu. W skali kraju oznacza to kilkaset tysięcy osób! To wydłuża diagnostykę i kolejki. Jeśli natomiast pacjent zgłosi się do specjalisty z kompletem badań (USG jamy brzusznej, badania ogólne moczu, oznaczenie poziomu kreatyniny we krwi, mężczyźni po 40 roku życia – dodatkowo oznaczenie stężenia PSA), sytuacja jest znacznie prostsza – lekarz urolog może już na pierwszej wizycie postawić rozpoznanie i zalecić leczenie. Budowanie świadomości zagrożenia chorobami urologicznymi w naszym kraju to zadanie nie tylko dla lekarzy, lecz także dla organizacji zrzeszających pacjentów. Biorąc przykład z innych krajów, można promować wiedzę z zakresu urologii poprzez strony internetowe i media społecznościowe, jednak w kontrolowany sposób. Muszą to być serwisy, na których pacjent będzie mógł uzyskać rzetelną wiedzę na temat danego schorzenia. To dobre rozwiązania, biorąc pod uwagę, że coraz więcej pacjentów korzysta z Internetu. Co nie znaczy, że mniej ważne są tzw. spotkania prozdrowotne i rozmowy z pacjentami przypominające podstawową zasadę – lepiej zapobiegać niż leczyć. Niestety my, lekarze, często zapominamy o tej maksymie i skupiamy się wyłącznie na leczeniu. Tymczasem świadomy pacjent to pacjent, z którym można łatwiej nawiązać dialog terapeutyczny i u którego wyniki leczenia są nierzadko lepsze.

AKTUALNOŚCI

Wszystkie aktualności